Wpisy archiwalne w kategorii

200-300

Dystans całkowity:422.68 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:15:57
Średnia prędkość:26.50 km/h
Maksymalna prędkość:66.46 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:211.34 km i 7h 58m
Więcej statystyk

Przehyba

Niedziela, 14 listopada 2010 · Komentarze(11)
Kategoria 200-300, w grupie
Ten wyjazd planowaliśmy już prawie miesiąc! Myślałem, że nie dojdzie do jego realizacji w tym roku, a jednak doszło!

No to co - Ruszamy??


Wstałem o 6:00, tego to już dawno nie było, Ja wstający w wolny dzień tak wcześnie!! :D Zjadłem spagethi i ruszam po Marcina z wiarą, że pod McDonaldem czeka Jasiek, jednak nic z tego.
U Marcina jestem 6:55. Witamy się, sprawdzamy czy wszystko mamy i ruszamy. ;)
Jest dość zimno. Musiałem ubrać rękawiczki, bo dłonie marzły. Po kilku minutach wychodzi słońce i robi się "upał". W Świątnikach pokazały nam się Tatry. Widok zabójczy.

Potem przejechaliśmy do Dobczyc i kierowaliśmy się na Raciechowice. Humor nam dopisywał. Gorsze było, to że w pogodzie zapowiadali brak wiatru, a tu halny o.o

Jechało się przyjemnie, pomimo tego cholernego wiatru. Czołówka cały czas. Aż do Limanowej nie robiliśmy żadnej przerwy. Chcieliśmy nadrabiać czas, udało się. Przed 10 przybiliśmy do Limanowej. Zrobiliśmy sobie pierwszy odpoczynek i popas przy okazji.

Zjedliśmy po 2 drożdżówkach i ruszyliśmy dalej, niestety tutaj zgubiły mi się okulary ;(. Szukaliśmy ich przez dobre 10 minut, jednak się chyba komuś spodobały i sobie wziął. Przez to byłem nieco rozdrażniony i zły na samego siebie. Jechało mi się źle, ciągle zastanawialiśmy gdzie się mogły one podziać.

Odpuściłem, no nic trzeba jechać dalej. Na odcinku Siekierczyna - Gołkowice Marcin chciał podciągnąć średnią, ciągnął mocno, był lekki zjazd więc szło ładnie i szybko. Niestety mnie złapał kryzys, nieco odstawałem. Chciało mi się lulu. W Gołkowicach mi przeszło, skoczyłem po wodę i zaczęliśmy to co lubimy najbardziej.

Dobrze szło, jednak wypchane po brzegi kieszenie koszulki mi nie pomagały. W pewnym momencie trach ! Krzyczę STOOOOP, już wiedziałem co się stało. Patrząc do tyłu miałem jedynie nadzieję, że nie stało się to o czym myślałem! A jednak. Urwała się szprycha, no niestety ten splot jest tragiczny. Odkręciliśmy szprychę i podjeżdżaliśmy dalej.

Szło pięknie, właśnie tego oczekiwałem po tym podjeździe, w pewnym momencie skok i już wiedziałem, że jest 10%. :) Podjazd nie miał końca, a ze mnie się lało. Po niespełna 3 kwadransach byliśmy na górze. Skończył nam się asfalt o.o

Nieco ujechany :


Jakby nie mogli jeszcze podciągnąć tej drogi 300 metrów do samego schroniska...
Zaczęliśmy powoli zjeżdżać zatrzymując się czasem na zdjęcie. Było niebezpiecznie. Mokro, wąsko i dużo ludzi.
Krzesło Kingi.

Spore nachylenie

Po zakończonym zjeździe Marcin dokręcił mi szprychy, żeby nieco zmniejszyć bicie w tylnym kole i jechaliśmy dalej. Czas wracać!!

Przekraczamy Dunajec!


Do Limanowej tniemy bez żadnych postojów, jest dobry czas. Gęby nam się same śmiały w drodze powrotnej. Połowa Listopada, a My na Przehybie! :D
W Limanowej meldujemy się o 14:05. Tutaj zadzwoniłem do Janka, dowiedziałem się że ustawka o 9:30 też się odbyła, już wracał do domu. Zjadłem drożdżówkę i ruszyliśmy w stronę Piekiełka.
Marcin cały czas nadawał tempo, ja znowu trochę osłabłem, ale starałem się trzymać. Byłem nieco zmęczony, ale to przeszło po kilku chwilach. W Szczyrzycu jeszcze napełniłem bidon i zaczęliśmy ciąć w kierunku Dobczyc, podciągaliśmy średnią, wiatr w plecy i lekko w dół, więc z licznika nie schodziło 40.

Za Dobczycami czekały na nas ostatnie podjazdy, Marcin przy Dwusetnym(?) kilometrze złapał kryzys, trochę podciągałem do przodu. W Świątnikach na rondzie w dół i ostatni zjazd, znowu niebezpiecznie. Kilku kierowców w ogóle nie myślało. Reakcja ze strony Marcina była szybka i skuteczna :D. W Swoszowicach się rozstaliśmy.

Było naprawdę ekstra!!! Pokonanie takiego podjazdu i to jeszcze w połowie listopada! Szkoda tylko, że nikt więcej z nami się nie wybrał, ale niech żałują!! Przy okazji znowu pobiłem swój rekord, który wynosił wcześniej 200,22km!

Jeszcze raz : Było super :D Jestem bardzo zadowolony.

Aha, zapomniałbym : Mówimy Przehyba, a nie Przechyba!!!

Informacje o podjeździe

Wspólny rekord.

Niedziela, 24 października 2010 · Komentarze(6)
Kategoria 200-300, w grupie
Trasa : Kraków - Skała - Olkusz - Klucze - Ogrodzieniec - Pilica - Jaroszowiec - Klucze - Olkusz - Skała - Kraków

Pobudka 7:30 śniadanko i ruszam o 8:30 z domu. O 9:00 zbiórka pod Hotelem Cracovia, spotkałem się tam z Jaśkiem, Marcinem i Piotrkiem. Od początku mocno zaczął Marcin, musieliśmy gonić czas, bo czekał na nas Robert, tak więc już od ul. Glogera była nas 5, a w Zielonkach czekali na nas Mateusz, Maku oraz Antek :). Taką o to szczęśliwą ósemką kręciliśmy w stronę Skały, w takim towarzystwie to nogi prawie same się kręcą. Na przodzie cały czas mocno ciągnął Marcin i Antek. Do Skały dojechaliśmy w dobrym czasie, mimo że po drodze spotkaliśmy kilka ciekawych podjazdów ;)

Nasza grupa :


Na rynku chwila przerwa i kierunek Olkusz. Tutaj towarzystwo prowadziło wiele rozmów, śmiałem się że ćwiczymy jazdę w parach. Chyba każdy z każdym wymienił trochę zdań. Do samego Olkusza droga pagórkowata. Przy końcu drogi wojewódzkiej pożegnaliśmy się z Antkiem, Robinem, Makiem i Mateuszem. Oni wrócili do Krakowa, a My czyli : Piotrek, Marcin, Jasiek i Ja ruszyliśmy w dalszą drogę. Popas sobie urządziliśmy w Kluczach :) Tam o to dowiedzieliśmy się, że nie jaki Luis Armstrong był kolejarzem!! :) Hehe Była to całkiem ciekawa rozmowa z nieznajomym. Po 10-15 minutach ruszyliśmy w stronę Województwa Śląskiego i Ogrodzieńca!

Towarzystwo pojedzone, tak więc śmigamy :

Moja facjata już zbliża się do Ogrodzieńca :

Za Kluczami spotkaliśmy się z dłuugim podjazdem, nawet ładnie pokonywaliśmy wszystkie trudności, jednak Piotrkowi brakuje przełożeń!! Przed Ogrodzieńcem wjechaliśmy do woj. Śląskiego. Potem minęliśmy Zamek, jednak nie zrobiłem zdjęcia :(. Jasiek jak usłyszał, że za nami dopiero 85km chyba trochę się wystraszył, ale miał dzisiaj nogę! Jest forma!! W Pilicy zrobiliśmy sobie przerwę na obiadek! Polecamy chyba wszyscy Restaurację "U Ryśka" Dobre jadło za małe pieniądze. Było bardzo smaczne.

Po około godzinnej przerwie, wyruszyliśmy w dalszą drogę. Pilicę zostawiliśmy, i ruszyliśmy w stronę Kluczy. Bardzo ładne asfalty, w tej części kraju, w dodatku dużo lasów. Ci co mieszkają w tej okolicy mają na prawdę dogodne warunki do jazdy. Po kilku dobrych podjazdach dojechaliśmy do Kluczy i zrobiliśmy chwilę przerwy. Woda do bidonu i przy okazji rozmowa o ramach rowerów. Potem dolecieliśmy do Olkusza i skręciliśmy w kierunku Skały. Początkowo zjazdy, tak więc odpoczywaliśmy, potem trochę podjazdów Piotrek już czuł nogi i brak przełożeń przede wszystkim. Marcin bardzo długo ciągnął z przodu przez całą wycieczkę, na prawdę urobił się jak mrówka z przodu, jest mocny! Przy Sułoszowej narzucił jakieś szalone tempo, wytrzymał Jasiek, ale Ja i Piotrek zaczęliśmy trochę tracić dystans, w pewnym momencie jechaliśmy nawet 50km/h po płaskim, jednak takie prędkości po 120 kilometrach czuć. Dogoniliśmy dopiero przed podjazdem do Skały, na ryneczku jeszcze ostatni popas i już kręciliśmy do Krakowa, byłem już nieco zmęczony. Przy Opolskiej się rozdzieliliśmy Jasiek poleciał w lewo, My jeszcze na Błonia.


Już chwilę przed alejami, doszło do małej kolizji, a mianowicie Piotrek zaliczył upadek. Całe szczęście, że nic się nie stało i prędkość nie była duża. Na Błoniach pożegnaliśmy się z Piotrkiem, a Ja z Marcinem przekręciliśmy chyba jeszcze z 6-7 kółek, w celu dobicia do 200km i wróciliśmy do domu. Podczas jazdy kółeczek jakoś nie gazowaliśmy, rozmowa przy dużych prędkościach nie ma sensu :).


JESZCZE RAZ WIELKIE DZIĘKI DLA WSZYSTKICH ZA DZISIEJSZĄ WYCIECZKĘ!!!
Nowy rekord dystansu nie sprawił jakiś wielkich problemów, w grupie jeździ się o niebo lepiej, zawsze można z kimś pogadać i zobaczyć, że to nie tylko Ja mam uczucie, że "już nie mogę". Było super! Czyżby w końcu Kraków się szosowo zaczął się odradzać? :) Czas zweryfikuje !