Dzisiaj rano padało, już myślałem, że z jazdy nic nie wyjdzie, ale na szczęście ok. godziny 12-13 przeschło i o 13:30 spotkałem się w Swoszowicach z Marcinem i zaczęliśmy jeździć po okolicach Wieliczki, Sieprawia i Świątnik. Nie chcieliśmy się za daleko oddalać ponieważ pogoda była niepewna i w każdej chwili mogliśmy zawrócić do domu. Pobujaliśmy się 2 godzinki i wróciliśmy! :) Było fajnie, ale pogoda się popsuła :(. Jutro rower do serwisu.
Dzisiaj spotkałem się z Marcinem o 12:30, początkowo mieliśmy wszyscy(Robin,Lemon,Antek,Ja,Marcin,Jasiek i Mateusz) zrobić pętlę w okół Kraka, ale złożyło się nieco inaczej. Najpierw dopompowaliśmy moje koła, a następnie ruszyliśmy w stronę Sieprawia i Dobczyc. Podjazdy dzisiaj mi ładnie wchodziły. Zaproponowałem Marcinowi typowo w okół Zalewu, a potem Górę Chełm. Wiem, że Robin tam był w tym roku.
W Dobczycach się nie zatrzymywaliśmy, na rynku w prawo na ściankę i potem już dalej ulicą Górską przez Kornatkę i inne wsie aż do Myślenic. Halny jeszcze daje o sobie znać, ale już chyba słabnie.. W Myślenicach skręciliśmy w stronę Zarabia i zatrzymaliśmy się w sklepie przy boisku K.S. Dalin Myślenice. Po uzupełnieniu bidonów ruszyliśmy w stronę podjazdu.
Sam podjazd jest bardzo ciekawy, początek pod górę, ale zdarzają się wypłaszczenia. Pierwsza część ma max. nachylenie 12%. Góra Chełm to podjazd porównywalny pod względem profilu do alpejskich. W pierwszej części krajobrazowo nie było rewelacyjnie, las i las. W pewnym momencie Marcin nie wytrzymał mojego tempa i zaczął trochę tracić. Druga część podjazdu nieco ciekawsza, wyjechaliśmy z lasu i pokazały nam się góry. Marcin mnie próbował gonić, jakby podjazd był dłuższy może by mnie dopadł. Na górze zaczęło nieco kropić tak więc chwilę odpoczęliśmy i zaczęliśmy zjeżdżać. Podjazd zajął mi 18min. Po zjeździe zaczęliśmy uciekać przed chmurami.. Deszcz złapał nas w Zawadzie, trochę pokropiło i przestało.
Potem już przez różne wioski do domu. Wyjazd bardzo udany, w dodatku sporo podjazdów! :) Jestem pewny jednego, w tym roku postaram się jeszcze zawitać na tej górze.
Zdjęcie robiłem jak już zjeżdżaliśmy, podjazd mnniam ! :)
Rano szkoła, a potem byłem już umówiony o 15:10 w Swoszowicach. W domu tylko się przebrałem i od razu wyprułem na spotkanie. Jak zwykle się chwilę spóźniłem. Razem z Marcinem pojeździliśmy po okolicy Sieprawia. Podczas pewnego zjazdu nie wyrobiłem na zakręcie, nie złożyłem się i wpadłem do rowu :(. Przeleciałem przez kierownice i wpadłem w mięciutką trawę i błoto :D. Na szczęście prędkość nie była duża i ani mnie ani mojej laluni się nic nie stało! Jesteśmy cali, tyle że trochę się pobrudziliśmy. (Ja i moja machina) :) Przy okazji testowałem nowe okulary z mikesportu. Spisują się dobrze.
Dzisiaj przed pójściem na groby pojechałem z siostrą, planowaliśmy się już wspólnie przejechać, ale nie było czasu. Dla mnie odpoczynek, dla niej ostry trening. Nawet nie czułem nóg po wczorajszym i mógłbym to powtórzyć! ;) Byliśmy pod torem i podjechaliśmy 2x ZOO jednak za dużo ludzi wszędzie. Następnym razem wybiorę nieco inną trasę..
Dzisiaj umówiłem się z Marcinem o 9:20 w Swoszowicach z zamiarem pokonania Przełęczy Ostrej pod Limanową. Wstaję i szczerze czuję się średnio.. Wyruszam o 8:55, jedzie się źle nogi bolą.. W Swoszowicach przywitałem się z Marcinem, on też mówi że najlepiej się nie czuje.. Postanowiliśmy w Dobczycach zdecydować co dalej, czy jedziemy całą trasę czy skracamy..
Początkowo cierpieliśmy, podjazd pod Świątniki dłuuugi, słońce już było wysoko. Bolało, ale ja to lubię. Trochę się rozgrzałem, zanim dojechaliśmy do Dobczyc minęliśmy jeszcze kilka górek. Słońce było coraz wyżej, a ze mnie się lało.. W Dobczycach nawet nie pomyśleliśmy żeby wracać, krótka wizyta w sklepie i już byliśmy w drodze do Mszany, czas nas gonił, doszliśmy do wniosku, że powinniśmy się umówić godzinę wcześniej.
Wiało okropnie, halny mocny, ale na szczęście ciepły. Marcin mocno ciągnął, Ja nieco rzadziej się wychylałem na przód, ale starałem się nieco odciążyć mojego towarzysza ;). W drodze do Mszany pokonaliśmy Przełęcz Wierzbanowską (596m. n.p.m.). W Mszanie byliśmy ok. 11:40. Wiatr dudnił pięknie, i równie pięknie męczył. Kupiliśmy jakieś jedzenie i pojechaliśmy kierować się w stronę Kamienicy. Wiatr jakby nieco się zmienił i dał nam nieco odpocząć. W Lubomierzu pokonaliśmy przełęcz Przysłop Lubomierski(750 m.n.p.m.). Podjazd nieco zmęczył 3,5kilometra ostro pod górę dało się we znaki, jednak już byłem rozkręcony i mogłem wiele. Potem już zjazdami do Kamienicy. Tam zrobiliśmy sobie przerwę przed samym podjazdem. Pojedzeni i popici zaczęliśmy zabawę na całego.
Po zaczęciu podjazdu Marcin zobaczył u siebie gumę. No przecież musiało się coś wydarzyć. Dopompował oponę i ruszyliśmy dalej. Było dobrze, tyle że słońce piekło, w kurtce się gotowałem. Na górze Marcin zmienił dętkę, Ja ubrałem się na zjazd i ruszyliśmy w stronę Limanowej. Ja jak zwykle na zjeździe zacząłem tracić dystans.. Jednak jeszcze mam trochę opory z szybką jazdą w dół.
W Limanowej Marcin odwiedził sklep, ja cyknąłem zdjęcie Sanktuarium i zaczęliśmy odwrót do domu. Minęliśmy kilka ciekawych miejscowości m.in. Piekiełko i Tymbark. Po 120 kilometrów już każdy podjazd wchodził jak nóż w masło, piekło i bolało, ale widoki rekompensowały wszystko, zresztą mówią, że ból to najlepszy przyjaciel człowieka. Potem jeszcze zatrzymaliśmy się w sklepie w którejś ze wsi. Tam o to dowiedziałem się, że mam zamiast przełożeń "rzuty :D" No ale cóż, tacy ludzie na wsi. Kolejarz Armstrong ma 3 rzuty z przodu i 10 z tyłu :D :D...
W Dobczycach byliśmy ok. 16:15. Czekało na nas jeszcze kilka podjazdów. Wszystkie już ładnie wchodziły, Jasiek ostatnio napisał, że po pokonaniu niewidzialnej granicy można na rowerze wszystko. Podpisuję się pod tym, mógłbym kręcić i kręcić, brak czucia w nogach i jazda ;). Trochę się z Marcinem pościgaliśmy na końcu, na zjeździe ze Świątnik doskwierał mi brak lampki z przodu nie oświetlona droga, i ciemno, było niebezpiecznie, ale przeżyłem :). W Swoszowicach się pożegnałem z Marcinem i poleciałem do domu..
Było pięknie, takie wypady lubię, mimo ciężkiego początku łoiliśmy dobrze, ale brakuje już dnia.. Listopad Listopad.. Ten kto nie był z nami niech żałuje, było warto się porwać na taki dystans! :) Było ekstra, dzięki za wspólny wypad. Uff działo się.
Trasa : Kraków - Brzegi - Niepołomice - Puszcza Niepołomicka - Bochnia - Nowy Wiśnicz - Wieniec - Jaroszówka - Niegowić - Sławkowice - Koźmice Wielkie - Wieliczka - Kraków
Miało być dzisiaj spokojnie po Puszczy, a wyszło prawie 150.. Umówiliśmy się o 9:00 pod McDonaldem na wielickiej. W składzie : Ja, Jasiek, Marcin i Piotrek ruszyliśmy do Niepołomic gdzie miał na nas czekać Robert, my troszkę się spóźniliśmy jednak Robin również, coś mu wypadło i nawet chwilę na niego czekaliśmy. Potem polecieliśmy do Puszczy na kwadrat. Wszyscy byli w dobrych nastrojach i prowadziliśmy dużo rozmów. Po przejechaniu jednej rundy postanowiliśmy pojechać na czas robiąc zmiany.. Jednak oczywiście nie udało się. "Peleton" :D się rozerwał i podzieliliśmy się na grupy, ale ostatecznie podzieliło się na 2 grupy, Ja, Marcin i Jasiek i drugą Piotrka z Robertem. Tempo było szaleńcze z licznika nie schodziła '40'. Potem padł pomysł na przejechanie się do Nowego Wiśnicza przez Bochnię, niestety Robin musiał wracać, a Piotrek nie ma przełożeń na większe górki.. Tak więc polecieliśmy w trójkę. W Bochni przerwa, po tej czasówce byłem zmulony.. Dopiero pepsi i 2 bułki mnie podniosły :). Potem podjazdy zjazdy aż wylądowaliśmy w Niegowici. Na jednym ze zjazdów pobiłem mój rekord prędkości (74.5km/h) Znowu udany wyjazd! :) Samemu na pewno bym nie jechał tak daleko, ale w grupie to co innego.. Do szybkiego zobaczenia.
Na tym zdjęciu to wyszedłem jak dziecko z bidula...:D
Rano do szkoły, a potem o 14:15 byłem umówiony pod McDonaldem z Bartkiem i Miłoszem. Problem tkwił w tym, że wczoraj eksplodowała mi dętka w oponie i musiałem wymienić dzisiaj oponę :(. Wybór padł na Detonatora ponieważ była tania, i jest podobno wytrzymałą oponą.(i tak przejściowo).. Jak zwykle się spóźniłem o 14:30 spotkałem się z moimi towarzyszami i polecieliśmy do Wieliczki, a następnie przez Grabówki do Sierczy i dalej do Dobczyc. W Dobczycach zrobiliśmy chwilkę przerwy. U Miłosza brak przełożeń, to samo co u Piotrka (39-25) Tak więc pod większe górki jeździł zygzakiem. Tą trasę już w tym miesiącu przejechałem z Marcinem. W Myślenicach druga przerwa, musiałem dokręcić sobie koszyk na bidon bo darł się strasznie... Potem przez Siepraw do Świątnik i już do Krakowa. Na powstańców wielkopolskich rozdzieliliśmy się, ja w prawo, Miłosz prosto, a Bartek w lewo :). Kolejny udany wyjazd w dodatku w dobrym towarzystwie! Było fajnie, jutro też wspólne kręcenie!! ;)